blog

Dwie Drogi dwie daty, dwa kubki mocnej kawy, prowadzą do środka tego wulkanu. Pierwsza - to rok tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty siódmy prostymi liniami znaczony, i wspięcie się na brzeg krateru i skok - w tę ciemność - światłą lawy.

Druga - teraźniejsza i spiralna, która każe zataczać coraz mniejsze kręgi i wypatrywać miejsc, dogodnych do nagłego ich przecięcia ( - tej drogi nie'spójnych nie'spodzianek )
TAK - Ciesz się swym zdumieniem, bo rzecz jednak nie w 'przejściu' lecz w 'dotarciu', lub przynajmniej w 'zbliżeniu się' ( - lada chwila... lub nigdy ) Świadomość drogi determinuje jakość patrzenia. Jak odruch bez'warunkowy? Mechaniczny - nie cyfrowy spust migawki? Mechaniczny - nie cyfrowy odruch serca? Dwie drogi prowadzą mnie w środek tego miasta. Pierwsza - przynależna instytucjonaliście pełnego wiary w nieuchronność tego 'dochodzenia' i konieczność codziennego / conocnego (niepotrzebne skreślić!) ryzyka rzucania na szalę wszystkiego, nawet tego co wczoraj było tlenem – a dziś jest tylko niepotrzebnym bagażem

( ... może, nie trzeba będzie oddychać ... )
  I Tak... Co zostało powiedziane - to zostało powiedziane... Co zostało zrobione - to zostało zrobione... Zdjęcia i tak będą w czerni i bieli...

Dwie drogi prowadzą do środka.  Drugą - okupuje ten o którym można powiedzieć najkrócej: Przebyte metry, przebyte kilometry determinują świadomość następnych. I w ogóle tworzy go ta droga - dzięki niej ewoluuje - szczęściarz! - niekoniecznie musi wiedzieć o tym. Chyba że spojrzy czasami za siebie - i zobaczy kogoś - zupełnie Innego...

Barlinek. Krok pierwszy 1997... krok ostatni 2012... czasem bieg...
Dwie drogi prowadzą do środka.


15 lat z Barlinkiem w tle - dokładnie dzisiaj … Obchodzę więc tego piątego stycznia – jak co roku, nie tego - lecz tego z tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego... Od siedemnastu lat – właśnie tego dnia - przebywam tę dziwną podróż w przeszłość - bez powrotu... Zupełnie jak w jakimś 'Dniu Świstaka' z tą tylko różnicą, iż ten - nigdy nie kończy się happyend'em. A butelką dobrego wina... Ciepły uśmiech, zamyślenie, i właściwie nic takiego. Analiza. Wspomnienie. Czasami wzruszenia. Pomimo tylu lat, nie układa mi się układanka. Choć tak niewiele czasami brakuje. Nijak. Może patrzę. Nie pod tym kątem. Nie na ten obrazek. Pomimo tylu lat zostaję w pozycji pierwotnej. Jakby embrionalnej. Zwinięty. W znak zapytania. W tyle lat... a dziś mija ich właśnie siedemnaście (ale o tym już było…) … Za kilka lat - Ona - Będzie tylko małym wspomnieniem na przyszłość. Ale dziś - wciąż… Paraliżuje mnie ogromem odmiany. Nieumiejętnością poczynienia odpowiednich kroków. Co zostało nie raz udowodnione... 5.01.2014 Pamiętam to dokładnie: Barlinek. 'Panorama'. Około godziny dwudziestej trzeciej czterdzieści. ‘- I co powiesz?’ - tym pytaniem do niej odmienię sobie życie na kolejne lata... a przez kolejne dziesięć wycierał z oczu Jej resztki...

Podróż zastąpił Dowóz. Ostatnio łatwiej znieść abstynencję wyjazdową, bowiem podróże w takim sensie, w jakim odbywałem je kiedyś - jako zmysłowe poznania
- zanikły. Nie ma już podróżowania w odysejskim sensie tego słowa. Pozostała jedynie, szybsza lub wolniejsza zmiana miejsca.
Podróż zastąpił Dowóz.

Dawno, dawno temu ... niejaki Tomasz Beksiński rozpuścił po Barlinku czarne koty. (...) Pamiętasz mnie? pamiętasz cokolwiek? Nie udawaj, że nie było wesoło. Za'kataloguj to pod hasłem rozrywki przeszłości. Rozglądam się po mieście, wspominam bliskich memu sercu i chyba pamiętam wszystko – lecz przede wszystkim Ciebie. Bo zawsze chodziło tylko o Ciebie. Nigdy nie interesowali mnie inni, ani to co myślą, to mnie mogła przypaść Twoja miłość (...) A Tobie cały świat' (...) ( źródło: File It Under Fun From The Past )
(Ostatnia audycja Tomka Beksińskiego 'Trójka Pod Księżycem' - grudzień 1999)

A reszta będzie milczeniem, jak powiedział kiedyś niejaki duński królewicz ...

Pocztówka dźwiękowa Uchwycone fotografie to dla nas zawsze o wiele dłuższa historia niż dla naszych odbiorców. Dziś (wyjątkowo ;-) coś z przeszłości. Szukając wczoraj zagubionego zdjęcia do rodzącego się właśnie mego niewielkiego albumu zanurzyłem się w archiwum. Im głębiej sięgałem tym szerzej otwierały mi się oczy. Potwierdziła się stara prawda, że zdjęcia jak wino - dojrzewają powoli. To co jeszcze wczoraj niewiele dla mnie znaczyło, dziś mnie urzeka. Może to kwestia nastroju, początku jesieni, czy wreszcie piosenki Radiohead ‘StreetSpirit’ którą poczęstował mnie kiedyś, ktoś i która wciąż i do dziś dźwięczy mi w uszach na zasadzie pocztówki dźwiękowej z okolicy PrzemyslovejStreet 10.15

Zmieniałem dzisiaj obiektyw 13 razy 72 razy naciskałem spust do połowy, zbyt wiele razy naciskałem spust do końca... W pokoju numer 23 w 'Hotelu Barlinek' sprawdzam, czy rzeczywiście zrobiłem jakieś zdjęcia... Gdzieś około 24:40 mogę to powiedzieć: mogę powiedzieć: to był piękny dzień.

Bez tytułu to też tytuł Czy zdjęcie powinno zawsze mieć tytuł? Jeśli obraz jest pełny, nie wymaga przecież komentarza ze strony autora. Jeśli jest wieloznaczny to po co naprowadzać odbiorcę tytułem na konkretne znaczenia? Jeśli jakieś zdjęcie praktycznie nie istnieje bez podpisu, to po co je pokazywać jako zdjęcie skoro tytuł czy inny podpis wystarczy? I po co pisać "bez tytułu"? Bo tak.

Owszem są dziedziny fotografii, w których doskonała technika to podstawa. Owszem, - warto osiągnąć jak najwyższy poziom techniczny, ale trzeba też wiedzieć, kiedy nie warto przedkładać techniki ponad fotografię. Najpierw człowiek, nie sprzęt i dla ludzi, nie dla targetu. Bo jeśli fotografia jest sztuką (ach, jakże często to słychać !), a sztuka to dialog z odbiorcą, to… dlaczego fotografujący nie tworzą poprawnego dialogu, tylko wystawiają swoje monologi, licząc na zachwyt i docenienie?

Moja dysfunkcja psychiczna polegająca na pojawieniu się więcej - niż  w jednej - osobowości powoduje, że pierwszy ja wyciąga aparat coraz chętniej i robi zdjęcie, a drugi ja – po wywołaniu i rzuceniu okiem na efekty – nie ma ochoty patrzeć nawet na wynik (a co dopiero publikować !). Trzeci ja planuje jakieś duże przedsięwzięcia fotograficzne (w branży mówi się: projekt), a czwarty ja wraca czasem do Barlinka. Piąty wraca emocjonalnie. Szósty wraca fotograficznie a siódmy... jeszcze inaczej. Ósmy ja planuje z tęsknotą zakup nowych albumów, a szósty nawet nie chce zbliżać się do jakichkolwiek książek (nie wspominając już o albumach fotograficznych) Dziewiąty ja z kolei prowadzi firmę oraz wystawia faktury. Dziesiątego – lepiej przemilczeć. I jakoś to… tak właśnie leci. PS. Tak wiem, że sam sobie piwa tego nawarzyłem. I jak, u licha, na powrót - skonsolidować te osobowości? W Jedną.

Dziś z kolei klasycznie jak tylko potrafiłem najbardziej:  Klasyczny temat - Barlinek Klasyczny kadr – a’la FrancoisXavierMarciat Klasyczny aparat – Nikon FE1o Klasyczny film - Kodak Academy Klasyczne wywołanie - w koreksie

Światła Wystarczy dla wszystkich... i powietrza... i aparatów... i klisz... i bitów... i specyficznego spojrzenia... i krytyki widzów... i innych bzdetów też wystarczy. Na razie wystarczy...

Przyjaźń Można nią zabić. Można utulić. Można... W delikatnym żalu niespełnienia. Który. Jak mżawka, powoli przeszywa do szpiku. Kości. Dla "naszego dobra". Z myślą serdeczną; - Niech ją szlag...

List z Brukseli do Laury Wasilewskiej

Droga Lauro, piszę do ciebie z Siódmego Nieba
Wyobraź sobie, że tutaj w Brukseli konkurs fotograficzny wygrywam
Psim jakimś swędem - pierwsze miejsce!

Organizatorzy wydają
wspaniały
bankiet na mą cześć na który
schodzi się setka fotograficznych
duszyczek

Doprawdy - toastów, oklasków, pochwał i uśmiechów

wręcz nie ma końca

i można w tym
przebierać jak w koszu kuponów loteryjnych
każdy - dosłownie każdy, chce
być moim znajomym!

- Któż to jest, ten miły chłopiec? - Skąd tu do nas zawitał? -

A mnie przecież znasz i chyba
domyślasz się, że buzię
jak zawsze mam skromną -

uśmiech dla wszystkich życzliwy

a przy tym mocno zawstydzone oczy,
takie - niby, że ich
nagrodą
ujarzmione

Bo trzeba ci siostro wiedzieć, iż zdobyta nagroda zobowiązuje!

Aaa... - i byłbym zapomniał - że jeszcze
dla lepszego ich - mnie
smakowania - co zrobiłem?
Przyprawiłem swój wizerunek cnotliwie opadającymi ramionami,
później
coraz bardziej i bardziej opadającymi ramionami
- lecz nic darmo - jak mnie znasz...

Wszystko to po to, by pod stołem cicha woda - mogła brzegi rwać sąsiadkom moim w mini

I choć muzyki tu nie było, to ja proszę ciebie - z tymi dziewczynami szedłem.

Lauro, siostro moja
wielka szkoda, że nie ma Ciebie tu ze mną
bo wierz mi albo nie -
ale 'HighLife' brukselski gdy znajdzie się pod obrusem
od razu po francusku przemawia!

Bardzo słusznie mniemając, iż tak skromny artysta
tym wiecznym szeleszczeniem
musi się poczuć w końcu

cholernie zmęczony.


Z Piotra Czerwińskiego. (...) Przejdziemy do historii jako pokolenie, które nie dało sobie szansy i nie zbuntowało się przeciwko poprzedniemu. Tyle miało w sobie strachu o zwykły, debilny byt, kupiony przez kredyty, reklamodawców, wydawców, dostawców i innych oprawców. Szanowni państwo przyszli, obejrzeli, wybrali, zrobili rynkowe badania, sprywatyzowali nas - kupili i wyruchali nasze marzenia, plany i ambicje. Zostawili nam tylko numery do siebie, swoich kont i infolinii. A my zostawiliśmy sobie numery do telefonów zaufania, pizzy na wynos i korporacji taksówkowych, które przywiozą albo nas do wódki, albo wódkę prosto pod nasze drzwi. W promocji jesiennej lub zimowej. (...) PiotrCzerwiński 'Pokalanie'

Byłem niedawno w raju. Oto co stamtąd przywiozłem: - łańcuszek ludzi, zdarzeń; jedno powodowane przez drugie - zdjęcie przedstawiające chłopca (chłopiec prowadził pamiętnik, który niedawno został odnaleziony) - nowe tematy - kolejne osoby ...

Reasumując ramy czasowe minionego roku pobieżnie, dochodzę do wniosku iż wszystko jest kwestią, a na jego dłuższej linii stopień przetrwania dla każdego z nas spada do zera, nic zatrzymać, nic powtórzyć, nic cofnąć, Dziś gubisz rok, jutro zyskujesz najwyżej z godzinę - o, tak! ta była bez wątpienia twoja! i twoje pięć minut .... nie skończyło się minutę przed czasem. To spory sukces tego roku. Od dziś dnia czasu coraz mniej, zresztą ile by go nie było - owocuje latami - Zaczyna się moje pięć minut, Bardzo długie pięć minut.

Panoszący się ostatnio globalny kryzys dotknął w końcu i również ukochanej - Stanęła, jak inni niegdyś wielcy, na skraju przepaści. Miliony fotografujących, tysiące galerii, blogów, wystaw, konkursów - świat został zalany trylionem obrazów. A banalna, mało wartościowa fotografia wypiera tę dobrą. Dziś kupujący nowoczesny aparat cyfrowy staje się niemal natychmiast artystą, albo w najlepszym razie zawodowcem. Już bowiem po tygodniu oferuje swoje usługi jako fotograf ślubny, tydzień później zajmuje się fotografią reklamową, a po miesiącu tuż po zakupie teleobiektywu staje się profesjonalnym fotografem przyrody. Kolejny tydzień przynosi galerię internetową z nieodzownym podziałem na ludzie, przyroda, pejzaż, akt i o zgrozo macro. Później nasz młody Tff-órca spędza po kilka godzin dziennie na pl.foto oceniając prace innych niedoświadczonych fotografów radząc na prawo i lewo, że tylko canon, że tylko nikon, że tylko pentax i że może by tak trochę przyciąć z prawej i u dołu. Dalej już tylko autorska wystawa w jakiejś szemranej kawiarnio-galerii ‘Pod Statywem’ i ... no właśnie, co dalej ? Pomyśli wielu, że się czepiam, że stary i nie rozumiem procesów zachodzących dookoła w fotograficznym świecie. Otóż nie, ja je rozumiem, wiem o co tak na prawdę chodzi. o Pieniądze ! Producenci aparatów zwietrzyli interes. Co tydzień prezentują nowe, ulepszone modele aparatów, kolejne trzy nowe obiektywy, a wszystkie oczywiście ‘absolutnie niezbędne’ w naszym fotograficznym życiu. Producenci wmawiają nam, że fotografowanie jest łatwe, i przed każdym otwierają wizję oszałamiającej kariery. Według nich cel osiągniemy tylko i wyłącznie kupując najnowszy model właśnie ich aparatu. Producenci sprzętu fotograficznego uważają nas, mówiąc delikatnie, za głupców. Równie sprawnie jak banki oszukujące klientów co 20 min. w kolejnej telewizyjnej reklamie, producenci sprzętu fotograficznego kłamią obiecując złote góry, przyszłość na miarę co najmniej Newtona, Avedona czy Lindberga. Gdzie podziała się praca, doświadczenie, wrażliwość, osobowość czy w końcu cierpliwość. Przybrała ona kolejny numer XX...XL Dziś fotoamator wstępujący na fotograficzną drogę testuje programy tematyczne aparatu, nie wie co to przesłona, nie wie co to migawka i jak ważne są zależności między nimi. Współczesny fotoamator nie ogląda albumów, nie chodzi na wystawy, gdyż są one dla niego zwyczajnie niezrozumiałe (o ile tylko sięgają nieco dalej poza motylki, pieski czy dziewczynki). On ocenia zdjęcia innych wyłącznie w internecie i sam organizuje – co najwyżej … podobne wystawki w lokalnym Centrum Kultury. W końcu, co mnie osobiście najbardziej drażni, współczesny fotoamator nie fotografuje, otóż on – cytuję - foci. Cóż za bezduszne określenie. Przywodzi mi na myśl ... może jednak nie. Prawo ekonomii mówi, że gorszy pieniądz wypiera lepszy.   Dziś zdolniejszych fotografów, wypierają ... w miarę grzeczni i poprawni.

Będąc przejazdem w pewnym;) pięknym miejscu ... zobaczyłem kadr. Odruch bezwarunkowy: hm, świetny kadr, zrobiłbym zdjęcie. Potem: - Chwila, czy ja już czegoś takiego nie widziałem? Następnie: - W sumie… ten kadr to nic odkrywczego. I jeszcze po paru sekundach: - Ale gdzie ja go widziałem? W końcu, nagle… zapala się żaróweczka. Widziałem ten kadr wcześniej, osobiście, i na żywo … wtedy, nie miałem aparatu zrobiłem zdjęcie w głowie. Dziś skojarzyłem tamtą sytuację i po prostu wydało mi się, że widziałem podobną fotografię autorstwa kogoś innego pewnie-gdzieś-w-internecie Dlatego, że wcześniej widziałem podobny kadr, to dziś chciałem zrezygnować ze zdjęcia! Niebywałe! Los już drugi raz w życiu podsuwa mi pod nos, fotografię do zrobienia, a ja odwracam głowę! Wkurzające! Po stokroć wkurzające! Uświadomiwszy sobie paranoje sytuacji, postanowiłem się nie dać i zawsze robić zdjęcia, gdy tylko zobaczę kadr wart fotografii. Nawet, gdy na 100% ktoś, kiedyś, zrobił już coś podobnego. Po czym z dumnie podniesioną głową oddaliłem się w znajomym kierunku.

Bezsenność w mieście. Te skrzyżowania szeroko rozpoznane. Światło dociera tu wszędzie. Miasto nie ma tajemnic, wszystkie pasma są zdecydowanie za jasne, można po nim krążyć długie godziny i się nie zgubić. A jednak powodów jest masa. Wystarczy uznać, że każde zatoczone przez nas koło miało jednak nitkę, która robiła z niego pętlę. Już to wystarczy na kilka samobójstw z pasją. Obraz się wykrzywia, łamią się kąty. Pod kołami zwija się asfalt.

Jak ja nie lubię kończyć budowy
choćby była ona
najbardziej bezsensowna

Poglądowa lekcja chodzenia po Barlinku to ręce na boki - jak skrzydła w pół kroku
w pół gestu rąk w pół zdania, pól twarzy - twarz
w dwie strony po środku w tym mieście poglądowa lekcja chodzenia nadaje sens upadkom. W tej pustce - to wszystko jedno, w którą stronę
się spada na wschód, na zachód, południe czy pół - Noc - cały czas tej nocy i każde cicho sza nierówności życiowych
a pole widzenia zmniejsza się rankiem znikły boki
teraz również góra i dół został tylko gasnący środek
a pokój się zakołysał...

Cóż może być ciekawego w zdjęciach jakiejś zwyczajnej ulicy? Kogo to może interesować? I żeby jeszcze o tym robić film!
Pamiętacie 'DYM' Wayne'a Wanga według scenariusza Paula Austera? Bohater filmu Auggie (grany przez Harveya Keitla) prowadzi mały sklep tytoniowy na Brooklynie; ot, taki sobie zwyczajny sprzedawca cygar. Ale czy na pewno zwyczajny? Pasją Auggiego jest opowieść, której na imię: Życie... wysłuchuje jej na okrągło od swoich klientów, stałych i przypadkowych. I tworzy ją równocześnie... fotografując. A ponieważ w swoim sklepie przebywa od rana do wieczora, to tematem jego fotograficznej opowieści jest to, co można zamknąć w kadrze aparatu ustawionego przed sklepem. Zawsze w tym samym miejscu, o tej samej porze, precyzyjnie, na statywie... Przez lata ta sama ulica...
Ale czy życie to Samo?

E równa się MC kwadrat. Wszystko jest względne. Nawet najdłuższy Week'End tej współczesnej...
Taka sytuacja: Maj. Kwitną bzy. Chłopak przytula w parku dziewczynę i pyta: 'Lubisz bez?' 'Lubię, ... ale się boję'
Tak. Wszystko jest względne...
Pozdrawiam klientów Dresiarskich Biur Dowozu - bo biurami podróży nazywać tego nie sposób. Wypoczywających nad morzem (w13 stopniach. I dobrze im tak!) Słodkie Idiotki w różowym i przeciw słonecznych okularach - Gdyż tak, tak - Jesteście. Całe nie-szczęście, że jesteście. Bezmiernie ślepe, głupie. Sztuczna Perła, szklany diament, modna artystka - Jest wśród Was. A Wy co, Pocieszycielki, rozjemcy... i to wasze przedszkole uczuć, podręcznikowe miłostki... To dwugłos w sprawie nienawiści - której nie potrafię się oprzeć. Dwu-głos w sprawie - miłości - z której nie-istnieniem już się pogodziłem. Że na pewno jest lepszy Od was, od Nas... Do zobaczenia, do pierwszego wrażenia do jutra i diabła
z wami
wszystkimi!
Wasz ulubiony: M.Satie.

Obraz utajony Przywilej intymności W technologi fotografii tradycyjnej 'obrazem utajonym' nazywa się najwcześniejszy etap procesu powstawania zdjęcia, tuż po naświetleniu, kiedy to materiał światłoczuły (nie mylić z matrycą cyfrówki!)
zostaje poddany działaniu światła.
Wtedy to właśnie w chemicznej strukturze filmu zachodzi ciekawa reakcja, która stanowi podstawę dla ostatecznego wyglądu przyszłej fotografii. Co najpiękniejsze owa reakcja, pozostaje niewidoczna dla naszych oczu dopóty, - dopóki filmu lub papieru nie zanurzymy w wywoływaczu. Obraz utajony zatem już istnieje, chociaż go jeszcze nie widzimy... Jednym słowem: magia.
tyle z definicji 'Obrazu Utajonego'
Potraktujmy jednak wybrane określenie nieco inaczej, szerzej, nazywając na własny użytek 'obrazami utajonymi' wszystkie te rozmaite wyobrażenia, które wraz z naciskaniem spustu migawki zostają zachowane w naszej pamięci. Jest to obraz znany jedynie temu, kto przechowuje go we wspomnieniu.
a Obraz utajony tak przechowywany - pozwala nie tylko zarejestrować zdarzenie na wiele, wiele lat, ale też 'połączyć' z jednym zdjęciem całe ciągi, czasem niespodziewanych skojarzeń. Fotografia ma bowiem tę niezwykłą właściwość, że zatrzymuje nie tylko fizyczne zdarzenia. Choć tego nie widać, zatrzymuje też uczucia, emocje, wrażenia, nawet zapachy
( patrz zdjęcie powyżej )
Obrazy Utajone, jak i nasze wspomnienia nie przedstawiają przecież dosłownie tego - 'co było', 'jak' było. Za każdym razem
poddawane chemiczno-psychicznej obróbce okazują się nam 'nie ostre', 'niewiarygodne', 'spreparowane',
'nieistotne' lub 'skrycie hołubione',
po pewnym czasie pozbawione nawet punktu odniesienia.
W obu przypadkach przeszłość zostaje pogrzebana pod pokładami rozmazań i niejasności, masek i projekcji, obrazów naszych wewnętrznych i zewnętrznych relacji;
Czyż w końcu każdy z nas nie chciałby być uwieczniony w jak najlepszym świetle?

Zawsze bliska mi była teoria 'Decydującego momentu' i jeszcze przed tym, zanim stało się to modne. Odnosi się ona nie tylko do fotografii, ale przede wszystkim do sporej części naszego życia widzialnego. Ileż to bowiem razy, zbyt późno ‘nacisnęliśmy tę życiową migawkę’, bądź nawet, wcale nie sięgneliśmy po aparat w obawie przed tym co w konsekwencji tego nastąpi, lub co mogłoby nastąpić w przyszłości.
Konkludując, sadzę że warto czasem jednak zaryzykować, nigdy bowiem nie wiemy czy to aby nie będzie to fotografia życia...

Barlinek. Czerwiec. Rok dwa tysiące któryś tam. Zapada czerwcowa noc. Noc ciepła, duszna i bezsenna. Brzegi jeziora obsiadły tłumy. Nie codzienne tłumy - nawet jak na ówczesne miasteczko. I wszystkie zagapione w te fale.
Nie pożegnałem się z Tobą
jak chciałem - znów zapytałabyś dokąd pójdę? A czy człowiek zawsze musi wiedzieć, dokąd ma iść?! Po prostu idzie
w nieznane - niezmienne - bo nieznane jest inne
od znanego. Inaczej się je... przeżywa.

Ogrom dzisiejszych możliwości zamraża działanie, cyfrowe obrazy, wypierają te na papierze a ich wykonanie jest w zasadzie nie potrzebne. Subtelny niebiesko-zielony pozytyw

Fotografia jest niczym kobieta. Potrafi być piękna i dobra. Może być okrutna i zła. Bez trudu można ją pokochać i równie łatwo mieć jej dosyć. Może stać się pasją, niczym burzliwy romans, ale bywa też zwykłym przyzwyczajeniem, jak stare małżeństwo z rozsądku. Najlepsza – na zawsze pozostaje młodą. Nade wszystko jest jednak zmienną. Kiedyś była wyłącznie czarno-białą, potem dziwacznie pastelowo-kolorową. Była wulgarnie wierna (rzeczywistym barwom), potem wróciła moda na monochromatyczność. Stawała się nieostrą, ziarnistą, przesterowaną kolorystycznie, w końcu stała się elektroniczna – cyfrowa (czego wielu do dziś dnia nie może jej wybaczyć, i nie przyjmuje istnienia fotografii cyfrowej – owej cyfro-grafii...) przy tym wszystkim, niczym bufory głównych nurtów, wciąż pojawiają się mody i módki na tzw. Techniki szlachetne ( tak jakby dobre zdjęcie spod zwykłego powiększalnika było czymś...
NIE?
SZLACHETNYM...

Więc rozsypuje się w kwiaty jak miły sen jest, który powraca - jeden z wielu dzień w tak miękkim powietrzu - tak piękny pod koniec. W dobrze oświetlonym pokoju, ostatni przed wyjazdem - ostatni w ogóle? Fotografie na nieistniejącym już barlineckim molo. Od rozpychania się postaci w ciasnym kadrze iluzji lustra Minolty D4, w kontekście miejsca - może czasu, w tej lekkości barlineckiego otoczenia pół-tonach, pół-światłach, pół-cieniach skali szarości, do oglądania z bliska - jak książki nie da się czytać z daleka. Zatrzymany moment podróży, od - do ... ten jeden.
Fotografowałem więc świetliste okna i ślepe ściany Młyna-Papierni udawało się czasem, postawić przed ścianą dziewczynę (pod ścianą - starałem się tego, nie robić) Obustronna asekuracja, ucieczka od siebie w stronę siebie... Od - Do... ot, taka socjologia tej naszej trzeciej podróży - ucieczka od siebie w stronę siebie.

Istnieje i jakimś cudem trwa wciąż we mnie Barlinek i jest też ten na mapie, takowyż jest też realnie i w tym barlinku są rzeczy, których nie ma i w nim też wchodzi się w całą sieć relacji, a do nich trzeba mieć tak twardą głowę jak opoka czyli niejaki św.piotr i na tej opoce jak i swojej głowie trzeba zbudować system dzięki któremu można osiągnąć jakiś tam konsensus albo nawet dwa i wyznaczyć sobie całe mnóstwo zadań i opisać je w bardzo transparenty sposób, jakiegoś kodeksu niekoniecznie, ale jakoś warto a później jest noc, a w nocy nie widać literek - bo w nocy jak wszyscy wiemy - jest ciemno i trzeba wydłużać czasy naświetlania.

Puki Co fotografie mocno zakompleksione, ale charakteru nabiera się latami.


Widziałem kiedyś w > European Photography < materiał, który zdobył pierwszą nagrodę w (jakimś) b.prestiżowym konkursie, organizowanym przez ten magazyn. To był materiał czarno-biały, w którym pierwszy plan był całkowicie nieostry i przysłaniał dalszy widok. Istotne było nie to, co widzimy, lecz to, co potencjalnie istniało (lub tylko mogło zaistnieć?) za miejscami zasłoniętymi. Było to dość dawno i nie wiedziałem wtedy dlaczego właśnie ta praca zdobyła główną nagrodę. Do tamtej pory zewsząd byłem karmiony obrazami realistycznymi, opartymi na klasycznej kompozycji i wiarygodności tego medium. Natomiast dzięki zdjęciom z E.P. przeżyłem pewnego rodzaju szok i doznałem jakby wizualnego objawienia! Zrozumiałem, że te zdjęcia których na pierwszy rzut oka nie chcemy zaakceptować, dręczą nas i powracamy do nich, właśnie dlatego - ponieważ łamią pewne stereotypy wizualne, które pojawiają się w popularnym (masowym?) obrazowaniu

Grodzenie światła. Chodzę po mieście. Szukam. W tej chwili, w tym nastroju, interesuje mnie raczej miasto, nie moja przeszłość nie jego mieszkańcy. Piętno odciśnięte na materii organicznej przez nie organiczną. Odciśnięte przez triumf rozumnego człowieka nad miłością. (i inne piętna.) Chodzę po mieście. Oglądam, Zaglądam lub najzwyczajniej przyzwyczajam się i patrzę przed siebie. W tej chwili, w tym nastroju, interesuje mnie raczej zaglądanie w odludne zakątki. Odgrodzone od zgiełku ulicy, wzroku ciekawskich i obcych. (i inne miejsca.) Chodzę po mieście. Myślę. W tej chwili, w tym nastroju, interesuje mnie raczej pęd przyjaciół do grodzenia przestrzeni. Grodzenia światła. (i innego grodzenia.) Chodzę po mieście. Zdejmuję wglądy

5 stycznia Marcin Satie N. zginął w tragicznym wypadku w pobliżu panoramy w barlinku wskutek uderzeń wnętrzem o ciało a potem napisał o tym wiersz w którym pozdrowił dziewczynę znajomych przyjaciół oraz wszystkie rzeczy widzialne i niewidzialne

Rozmówki plenerowe - Ty się znasz na fotografii, co to jest ISO ? - To jest coś czego tobie brakuje: czułość ...

Niejedna z wielu zarzuciła mi już, że widzę w kobiecie tylko tyłek i cycki. Uwaga odpowiadam: To nie jest prawda. W dziewięciu przypadkach na dziesięć widzę przede wszystkim naczynie interesownej podłości. Zawsze starałem się szukać czegoś poza wymienionymi wyżej atrybutami i prawie nigdy nie udało mi się trafić na nic bardziej wartościowego


Małżeństwo to mała firma i dopóki obie strony mają z tego korzyść - to trwa. Scenariusz autorski: 'Śpiąca królewna. Przebudzenie'. Scena pierwsza, ujęcie pierwsze: - Noż kurwa, co za debil ... Ściemnienie. I żyli długo i nieszczęśliwie. Napisy końcowe. I proszę nie próbować jej 'rozluźniać' - robi się nerwowa, gdy ludzie tego próbują.


Pomyślałem sobie, ale szeptem jak ja jednak lubię ten swój koniec świata, gdzie prawie nikt z mych brukselskich znajomych za nic, nie chciałby mieszkać - bo mówią, że ta dzielnica ( Laeken ) nie ma zapachu, ni smaku ( bzdury mówią! ) że, nie dorasta do pięt takiemu to a takiemu miejscu w tym mieście, że mało tu historii, a zbyt wiele - zbyt wielkiego nieba, powietrza w tych cholernych samolotach i arabów - tak mówią ( i ja też... tak czasami mówię. To fakt ) Ale wiecie, naprawdę myślę, że kiedyś tam, gdzieś tam - gdzie będę - powiedzmy - za 10 lat ( jeśli w ogóle wtedy, gdzieś jeszcze będę ), będzie mi cholernie brakowało tutejszej codzienności, obrazków mijanych codziennie, przypadkowo, w przelocie - i znanych już na pamięć ( bo mogę już iść tymi ulicami z oczami związanymi i prawie wszędzie trafię ). Dobrze popatrzeć dziś na to, jak na jakąś część siebie. I dobrze polubić to wszystko... choć trochę.

Nie spieszymy się by znaleźć powód naszego powinowactwa. Wszyscy jednakowo zapominamy, a potem z trudem zmuszamy nasz zdradliwy mózg do odszukania tych wspomnień. Nawet wtedy zawsze brak pewności, choć elementy wydają się spójne. Składam więc te okruchy wspomnień najbardziej podczas pracy nad 'miastem b'. I mam wrażenie, że wszystkie te zdjęcia, jakie zrobiłem, skupiały się na celebrowaniu tamtego czasu i mojej podskórnej świadomości jego / jej utraty oraz danej obietnicy jakiegoś zapisania - zapamiętania tych osobistych wspomnień. Psychoanaliza poprzez obrazy działa - jak można by sądzić - uniwersalnie, ale w końcu i tak więcej ujawnia z ciebie niż z niej... 


Wpis na facebooku: 'Ostatnio nawet kawy nie robię, bo boję się że ktoś będzie miał do niej poprawki'

Bohater pierwszej historii tego dnia, tak właśnie przygotowuje kawę. Jest to dla niego bardzo ważne, żeby w domu była zawsze dobra, włoska kawa i inne drobne rzeczy, ponieważ jak od wczoraj wieczór wiadomo, nie za bardzo radzi sobie z tymi dużymi. ( - 'Radź sobie ze sobą !' - powiedziała.)

A kawę przygotowuje się tak:
najpierw zalej naczynie, w którym będzie preparowana kawa ( tu dzbanuszek ) wrzątkiem, tak aby było całe gorące i parzyło w palce. następnie sypnij do środka dwie kopiate łyżeczki zmielonej kawy i tyle samo brązowego cukru. Kolejną czynnością jest odczekanie i dokładne wymieszanie kawy i cukru. mieszać trzeba tak by ingrediencje ( cokolwiek to znaczy ) ocierały się o ścianki dzbanka, zaparzały wstępnie i pachniały niesamowicie. Potem wszystko zalej wodą bardzo gorącą lecz nie wrzącą i przykryj (na przykład za pomocą spodka) na pięć minut. Po pięciu minutach wymieszaj dokładnie napój i gdy wszystko co brzydkie opadnie na dno, nalej do filiżanki.

Końcowy efekt jest jednym z największych wynalazków ludzkości

(ale Ty moja droga, możesz sobie zrobić na przykład całkiem coś innego - jeśli ta kawa istotnie w niczym Ci dziś nie pomoże ).



Całe szczęście, że codziennie dysponujemy nocą. Jeszcze pomiędzy myślą a kształtem, Ta jedna. To Wyobrażenie. Ba! szansa na urzeczywistnienie może ! (niekoniecznie w tej kolejności). Ścieżki liter ( i są to zwyczajne litery, dziwnie zwyczajne słowa, przeplatane muzyką - i różną dla kontrastu). Rzędy znaków, linków i duże białe tła. Pomiędzy ideą a rzeczą, z którą można przecież, zawsze cholernie i niby tak wiele. Teoretycznie - Tak. Wiele tych maleńkich historii, które udało się stworzyć - dojrzewających dla słów i zdań wieczorami - czekających na zapisanie i wysłanie. Jak gdyby nic.

Dla kontrastu zaczynasz wyobrażać sobie, że to wszystko 'po nic', zupełnie 'bez znaczenia': to pisanie, szukanie, dostrajenie do czasu, ludzi i miejsc, do których tak naprawdę … nie możemy się dostroić ! Więc ukrywamy się nadal. Tak bezpieczniej. Być może w jakimś ostatecznym, kosmicznym rozrachunku to się okaże nie warte niczego. Ale ostatecznie - wszystko inne przecież i również ... zawsze może się takie okazać. Więc wezmę i to na siebie. Za duży jestem chłopiec na głupią wiarę w rzeczy ważne i trwałe. I ciągle, ciągle za mały na niewiarę w nic. Niczego się w życiu nie nauczyłem. Całe szczęście, że codziennie dysponujemy nocą.

Czasy udawania. I to najlepiej od razu czegoś, czym się nie jest - ale bardzo, bardzo, by chciało się być. Więc miliony obrazków z iPhonów udaje odbitki ciemniowe, czasem polaroidy. Udają, rzecz jasna tylko w internecie - bo wiedzą, że w realu - nie mają żadnych szans... Filterki w instagramie symulują analogowe filmy, i techniki szlachetne - często z komicznym skutkiem - starszą fotografię. Symulują, rzecz jasna tylko w internecie - bo wiedzą że w realu, nie mają żadnych szans... ot, takie czasy. Czasy udawania.